"Opowieści z Narni. Smoczy wulkan" Opowiadanie Martynki

Martynka jest już uczennicą klasy piątej. Cudowna opowieść C.S. Lewisa o przygodach czwórki rodzeństwa, zainspirowała ją do stworzenia poniższego opowiadania. 

Zapraszamy do lektury!


Obraz: Justyna Wilma


OPOWIEŚCI Z NARNII

SMOCZY WULKAN


Dzieci wyszły z szafy i zobaczyły, że minęło około pięciu minut. Robił się wieczór, więc poszli do Profesora na kolację. Rodzeństwo nie do końca miało apetyt, dlatego skończyli posiłek dość szybko. Pobiegli umyć zęby i się wykąpać, gdy nagle Łucja zobaczył coś, co rozmiarami przypominało mysz. Stworzenie skoczyło w kąt i uciekło z pomieszczenia przez otwór wentylacyjny. Dziewczynka przestraszyła się i pobiegła opowiedzieć rodzeństwu o dziwnym znalezisku.

- Słuchajcie! - krzyknęła Łucja - Widziałam coś! Jakieś zwierzę. Było na korytarzu.

- Na pewno to był kosmita, który na ciebie poluje, żeby cię zjeść- zażartował Edmund.

- Nie mów tak! - obraziła się Zuzanna - W Narnię też nikt nie wierzył, a jednak ona istnieje.

- No właśnie. - dołączył do rozmowy Piotr - Przecież to ,,zwierzę” nie powinno być w domu Profesora. – zauważył - Chyba, że to zwierzak Profesora, ale raczej by nam o nim powiedział.

Zapadła cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć.

- To ja idę spać. – odparł Edmund – Ktoś chce dołączyć?

Nikt nie odpowiedział.

- Dobranoc! – zawołał.

- Dobranoc – odpowiedziała mu reszta rodzeństwa.


Za oknem zrobiło się już jasno. Zuzanna wstała jako pierwsza, nie licząc Profesora, który wstał o piątej.

- Już jest ósma! - pomyślała Zuzanna.

Kwadrans później obudził się Piotr, następnie Łucja, a na koniec obudził się Edmund. Wszyscy się ubrali i spotkali w jednym z pokoi.

- To co z tym stworzeniem? - zapytała Łucja.

- Myśl o nim nie pozwalała mi wczoraj zasnąć – powiedział Edmund – nie podoba mi się to, że on gdzieś tu...- urwał, ponieważ zobaczył to zwierzę na suficie tuż nad głowami dzieci.

- Aaaaaaaaaaaa! – krzyknęła Łucja

- Nie musicie się mnie bać. – uspokajało ich stworzenie – Jestem pokojowym kosmitą, nie lubię kłótni.

- Ha! Mówiłem, że to kosmita! - krzyknął Edmund.

- Jestem tu, na rozkaz Króla Medexa XIII. Rozkazano mi was zabrać na planetę Sawenan. Jesteście zapisani na konkurs ,,Przetrwanie w wulkanie” - wytłumaczył kosmita.

- Ale my się nie zapisywaliśmy na żaden konkurs. – powiedział Piotr – A nawet jeśli bylibyśmy chętni, to jak niby dostaniemy się i przetrwamy w kosmosie. Przecież tam nie ma tlenu.

- Mój król o wszystko zadbał. – odpowiedział spokojnie – Nie ma się czym martwić. Wszystko pod kontrolą.


- Ale ten statek jest duży! – zdziwiła się Łucja – Dasz radę tym sterować? No, bo ty jesteś… nooooo... ten, noo... mały...

- Dam radę, nie pierwszy raz nim polecę – zapewniał kosmita – W sumie to jestem w tym dosyć dobry - odpowiedział z uśmiechem - A teraz wchodźcie do środka. Nie mamy tyle czasu, żeby jeszcze gadać o statku kosmicznym.

I polecieli wysoko w górę. Najpierw minęli chmury. Gdy opuścili atmosferę Ziemi Zuzanna lekko się zaniepokoiła.

- Czy to bezpieczne? – zapytała.

- Tak, tak – zapewniał ciągle kosmita.

- A jak ty masz w ogóle na imię – zaciekawiła się Łucja i od razu przedstawiła siebie i rodzeństwo.

- Ja mam na imię Dubli – przedstawiło się stworzenie.

Nagle zawyły jakieś syreny alarmowe. Zaskoczone dzieci zasłoniły uszy, żeby choć trochę wyciszyć ten donośny dźwięk.

- Oho! – krzyknął kapitan statku – Zbliżamy się do celu. Oto planeta Sawenan. Jest tu ciepło i jest tu dużo wody. Na tej planecie jest też tlen, dlatego jest jednym z najlepszych miejsc w tej galaktyce. Leży poza waszym układem słonecznym i jest dziesięć razy większa od Ziemi.

Syreny w końcu ucichły i statek delikatnie wylądował na powierzchni planety. Gdy wyszli ich oczom ukazały się: wodospady, miasteczka, ulice, latające pojazdy i pełno kosmitów. Niektóre były żółte, niektóre niebieskie inne czerwone a jeszcze inne fioletowe. Niektórzy kosmici mieli dwa kolory, niektórzy trzy, a nieliczni nawet cztery lub pięć.

- Ale tu ładnie! - zdziwiły się dzieci.

- Mam to na co dzień. – chwalił się kosmita przechodzący obok nich.

– Cześć, jestem Globli, brat Dubliego. A wy chyba jesteście na ten konkurs zapisani? Ja go prowadzę. Życzę szczęścia! – pożegnał się Globli – I widzimy się przy wulkanie!

- Do widzenia! - odpowiedziały mu dzieci.

- Do widzenia!

- To ruszamy! Kierunek wulkan! - krzyknął Dubli – To krótka trasa, jakiś kilometr stąd. Podobno w wulkanie mieszka smok. Bardzo chcę go zobaczyć!

- Smok?! - wystraszył się Edmund – Ale taki prawdziwy SMOK?!

- Nie. Mieszka tam smok „na niby”. – odpowiedział mu z ironią kosmita – Przecież to jest jasne, że prawdziwy, przecież dmuchany by w wulkanie nie mieszkał.

- I my mamy walczyć ze smokiem? Nie damy rady! – odpowiedział przerażony Piotr.

- Spokojnie. Nie macie z nim walczyć - przerwał i odchrząknął dopowiadając na koniec - No może zajdzie potrzeba, żeby trochę się z nim pobić, ale w tym konkursie chodzi o to, żeby przetrwać na jego terytorium. Kto ostatni zostanie – wygrywa. Oczywiście to gra drużynowa, więc jak jedna osoba z drużyny odpadnie to cały zespół przegrywa.

- A jak się odpada? - zapytała Zuzanna.

- Jak umrzesz to odpadniesz, bo nie ma cię w grze. Banalnie proste! To są podstawy – oznajmił Dubli.

I ruszyli w stronę wulkanu nic już nie mówiąc...


Ubrani w kombinezony weszli do wulkanu. Było tam ciemno, dlatego włączyli latarki, które wcześniej dostali od Dubliego. Szli tak i szli przez kilka minut, aż dotarli do oświetlonej kryształami w kolorach tęczy jaskini. Było tam dużo przestrzeni i wiele korytarzy. Na ścianach odbijały się różnokolorowe światełka. Zrobiło się nagle jasno i do sali wszedł Globli z resztą graczy.

- O! Jesteście! Świetnie! To zaczynamy grę! Przed chwilą tłumaczyłem wszystkim graczom zasady, niestety was nie było. Pamiętacie reguły? - zapytał dzieci Globli.

- Tak, pamiętamy – odpowiedział mu Piotr.

- Zacznijmy więc!! - krzyknął różowy kosmita za Globlim.

- Nie tak głośno, obudzisz smoka, który na waszą korzyść śpi – uciszał Globli.

- Przepra... - i nagle gigantyczny smok przypominający węża, tysiące razy większego niż słoń, połknął kosmitę za Globlim.

- Uciekajcie w ciasne kąty, tam was nie dosięgnie!!! - krzyczał na wszystkie strony – I dla tego nie krzyczy się w kosmicznych wulkanach...

- Chodźcie tutaj! - zawołał swoje rodzeństwo Piotr – Szybko!

Wszyscy schowali się za głazami. Czekali aż smok pójdzie ponownie spać, a to trwało dość długo . Na tyle długo, że wszyscy zrobili sobie drzemkę. Nie był to najwygodniejszy sposób odpoczynku, ale aż tak źle też nie było.


- Och nie! Czy to serio możliwe, że wszyscy zostali pokonani przez tego smoka? - zapytała sama siebie Zuzanna.

Po Zuzannie wstał Piotr, następnie Edmund i na koniec Łucja. Gdy Piotr wstawał uderzył głową w sufit.

- Co to jest? - Łucja znalazła na suficie jakieś znaki. – Tu jest wąż, który wybucha i fioletowy kamyczek.

- To jest ten smok! On wybuchnie, gdy dotknie fioletowego kryształu – zauważyła Zuzanna.

- Masz rację. Na co czekamy? Pokonajmy tego smoka! Łucjo, idź z Zuzanną po kryształ, a ja z Edmundem zajmiemy smoka. Kryształ był przy drodze do wejścia.

Piotr przedstawił plan i wyszedł zza głazu

– Gdzie jesteś! Halo! No wychodź ze swojej kryjówki! Jestem tu i czekam na ciebie!

I nagle przed Piotrem i Edmundem wyrósł ogromny smok.

- Jesteśmy! - krzyknęły dziewczyny i rzuciły braciom kryształy.

– Wzięłyśmy kilka, na wszelki wypadek.

- Trzeba będzie w niego tym rzucać. – wymyślił Edmund.

Nagle smok zionął czymś prosto na Edmunda, Piotra i rękę Zuzanny.

- Ale strasznie piecze! - krzyczeli i nagle zasnęli.

Łucja szukała czegoś na suficie pod głazem.

- Wystarczy, że dotknę ich niebieskim kryształem...


Łucja wróciła i najpierw dotknęła nim Edmunda. Nagle znalazła się w ciemnym pokoju, który zdawał się nie mieć końca. Na przeciwko niej leżał Edmund, wciąż w tej samej pozycji. Kilka metrów dalej były trzy przejścia i tabliczka z treścią:

LABIRYNT SNÓW

nie wyjdziesz stąd szybko

to jest sen,

który krąży w kółko


Łucja szarpnęła Edmunda, a on gwałtownie wstał i popatrzył na nią.

- Też tu jesteś? Jak? - zapytał Edmund.

- Nie ma czasu. Chodź!

I ruszyli w stronę środkowych drzwi.


- To rzeczywiście się nie kończy. Krążymy tu już od godziny – zniecierpliwiła się Łucja.

- Może się cofniemy, zamiast ciągle iść w prawo – zaproponował Edmund.

- Tak! To o to chodziło! Trzeba było się cofnąć!

Gdy to zrobili, znaleźli w końcu wyjście! Teraz trzeba było obudzić resztę. . . .

- No to gdzie są te kryształy? - spytał Piotr.

- Tam są, pod głazem – odpowiedziała Łucja.

- Rzucajcie, dopóki nie traficie. – powiedział Piotr.

Za chyba dziesiątym lub jedenastym rzutem Zuzanna trafiła w smoka.

- Udało się! - cieszyły się dzieci.

Nagle wulkan zaczął się zawalać! Dzieci zaczęły szybko biec do wyjścia. Po drodze znaleźli tablicę z napisem:

TELEPORTER

dotknij, a teleportujesz się do wyjścia

tylko dwie osoby na raz!


- Jak to możliwe, że nie widzieliśmy tego wcześniej? - spytał Edmund.

- Nieważne. Ja pójdę z Łucją, a Piotr z Edmundem – zaproponowała Zuzanna.

– Czy tak wam pasuje?

- Tak – odpowiedział Piotr.

Teleportowali się do wyjścia. Następnie biegli do Dubliego, żeby odesłał ich do domu.

- Dubli! Dubli! Tu jesteśmy! Dubli! - wołało rodzeństwo.

- Tu jestem! Wygraliście. Gratuluje.

- Czy możesz nas odesłać do domu? - zapytał Piotr.

- Żartujecie?! Nie mogę – odpowiedział, zdziwiony tym pytaniem.

- Dlaczego? - zapytała Łucja.

- Najpierw wygrywacie największy i najniebezpieczniejszy konkurs na tej planecie, a potem chcecie od tak sobie polecieć? Król Medex XIII chce was widzieć. I przy okazji poznać.

-Nie mamy czasu – zaniepokoił się Edmund. – Przecież jesteśmy tu od połowy dnia. Profesor pewnie się martwi.

- Zabiorę was do domu pod warunkiem że... – powiedział kosmita. – Nikomu nie mówicie, że wam pomogłem. Zgoda?

- Zgoda! - odpowiedziały równo dzieci.

- Za mną. – Dubli poprowadził rodzeństwo.

Wsiedli do statku kosmicznego i polecieli na Ziemię.


Łucję obudził szum za oknem. Od rana padał deszcz. Zobaczyła, że leży w łóżku.

-To wszystko, to był tylko sen? – pomyślała i zeszła na śniadanie.

Spojrzała w górę i zobaczyła jakieś stworzenie. Nie czekając na nic pobiegła do kuchni. Tam reszta rodzeństwa rozmawiała o tym, co im się śniło.

- Czy tobie też śnił się kosmos i kosmici Łucjo? - zapytał Piotr.

- I Globli, Dubli i król Medex XIII? - dodała Zuzanna.

- I wężowy smok? - dodał Edmund.

- Mi tak, a wam ? - spytała.

Nikt nic nie powiedział.

- A może to nam się nie śniło? - zapytała Łucja – Widziałam, tak mi się zdawało, Dubliego.

Znów zapadła cisza, nikt nic nie mówił. Wszyscy wpatrywali się w sufit. Wydawało się, że słychać było jakieś dźwięki. I środeczkiem przez sufit przechodziło sobie małe stworzonko.

- To ja idę spać. - powiedział Edmund – Ktoś chce dołączyć? Nie? Okej. Dobranoc!

- Dobranoc. – odpowiedziała mu reszta rodzeństwa.


KONIEC


Popularne posty z tego bloga

"Opowieść wielkanocna"

Historia naszych spotkań...

Projekt pisarski